♣️ Nic Nie Dane Jest Na Zawsze Tekst
Tanie wino, a nie szampan. Idę na żywioł za mną armia. Ja już nie ogarniam. [Refren] Ej, piję całą noc i piję cały dzień. Powoli spełniam się, bo to mój mały cel. Zawsze jestem z fajką, jak jebany Slash. Zawsze jestem z fajką, jak jebany Slash. Uuuu, żyj jakby nie było nic.
Mieszka na farmie, za miastem gdzie wraz ze swoimi rodzicami opiekuje się chorymi zwierzętami w Klinice Dzikich Zwierząt urządzonej w dawnej stodole. Nie dba o to jak wygląda i nie zna się na modzie, zawsze chodzi ubrana w poplamionych, zbyt krótkich dżinsach i ubłoconych gumiakach. Jej najlepsza przyjaciółką jest Rachel.
Chords: F, C, G, Am. Chords for Marek torzewski nic nie dane jest na zawsze. Chordify is your #1 platform for chords. Play along in a heartbeat.
„Tak mi ta piosenka zapadla w serce i umysl ,ze dokonalo sie i nagralam :) <3 Umykają krajobra”. Oceń wykonanie jolamaria i zaśpiewaj swoją wersję piosenki Nic nie dane jest na zawsze
Utwór wykonany na koncercie "Urodzeni do wolności" zorganizowanym z okazji 100-lecia Bitwy Warszawskiej 1920r. oraz setnej rocznicy urodzin św. Jana Pawła II
TEKST() – jeżeli chcemy zamienić nasze dane liczbowe na tekst (musimy pamiętać o parametrze „@” w 2-gim argumencie tej funkcji) Błąd nr 3 – brak adresowania bezwzględnego Umiejętność adresowania jest tym dla tworzenia formuł czym woda dla ryby – niby się rusza bez niej ale na pewno nie jest to pływanie.
Chcemy żyć zawsze, chcemy żyć szybko, chcemy żyć bardziej Zaczynałem, jak nie było Raszyna jeszcze tu nigdzie na mapach Potu tyle, że można wyżymać, ale wreszcie zaczęło kapać Terminy napiętę, no bo dobrze wiem ile mam tu zrobić Nie chcę nic na zachętę i nie chcę skończyć, jak Narutowicz (Ej)
264 odsłuchania. 3:33. Nic nie dane jest na zawsze. Marek Torzewski. krystynapasja. 228 odsłuchań. 3:33. Nic nie dane jest na zawsze. Marek Torzewski.
Read about Bravissimo! (Remix) from Marek Torzewski's Nic nie dane jest na zawsze and see the artwork, lyrics and similar artists.
Zobacz CD Nic Nie Dane Jest Na Zawsze Marek Torzewski w najniższych cenach na Allegro.pl. Najwięcej ofert w jednym miejscu. Radość zakupów i 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji.
Lyrics, Meaning & Videos: nie mogę tu zostać gothboybby, na zawsze, zima odeszła, chociaż ty zostałaś [prod. grayskies], do twarzy ci w łezkach + Find the lyrics and meaning of any song, and watch its music video.
TORZEWSKI,MAREK - Nic Nie Dane Jest Na Zawsze - Amazon.com Music. Skip to main content.us. Delivering to Lebanon 66952 Update location
zoCV. "Super Express": - Jak przestaje się być ministrem w rządzie Donalda Tuska? Dowiedział się pan z tv? Premier wezwał i demonstracyjnie zwracał się do pana "panie pośle"? Krzysztof Kwiatkowski: - Dowiedziałem się od premiera. Poinformował mnie o swoich planach i koncepcji nowego rządu. Przyjąłem to ze zrozumieniem. Poznałem skład gabinetu kilka dni przed ogłoszeniem go publicznie. I dla mnie najważniejsza była i jest pozytywna ocena premiera, którą wyraził na temat mojej pracy w rządzie. - Podobno po wyborach premier Tusk powiedział Grzegorzowi Schetynie: "Nie będziesz już marszałkiem. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy w ogóle kimś będziesz". Panu powiedział, kim pan będzie? - Dzięki zaufaniu łodzian będę przede wszystkim posłem. W Sejmie skupię się na pracy w komisji kodyfikacyjnej, a także komisji sprawiedliwości. - Czuje pan, że był złym ministrem sprawiedliwości? - Ocena premiera świadczy o czymś innym. Przez dwa lata jako jeden z czterech krajów w Europie uruchomiliśmy sąd w Internecie (e-sąd). Z uruchomionego za mojej kadencji dostępu do ksiąg wieczystych przez sieć skorzystało 25 mln Polaków. Sprawnie rozdzieliliśmy funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Uruchomiliśmy projekt nagrywania na salach rozpraw sądowych. Do tego reforma więziennictwa, którą rozpocząłem, a dzięki której pierwszy raz od lat 90. nie mamy przeludnienia w celach. Daje mi to satysfakcję. I muszę tu też podziękować dziennikarzom. Przez dwa lata także dzięki nim udawało się wytłumaczyć społeczeństwu wiele trudnych problemów. - Wszystko to piękne. Dlaczego w takim razie Donald Tusk nie chce pana w rządzie? - Skład rządu proponuje premier. W polityce nie wolno się przywiązywać do żadnej funkcji. Nic nie jest dane raz na zawsze. W każdym rządzie był to gorący stołek. Przypomnę, że po 1989 r. byłem 18. ministrem sprawiedliwości. Wyróżniam się tym, że byłem jednym z najdłużej sprawujących swój urząd. - Wiadomo, że skład proponuje premier. I nie było tak, że spotkał pan posła Gowina, rzucając: "Może Jarek teraz ty to weźmiesz". Nadal trudno jednak zrozumieć, skąd ta zmiana. Czym pan mu podpadł? Był pan dobrze oceniany jako minister. - Dla mnie istotna jest ocena mojej pracy dokonana przez premiera Tuska. Słowa premiera, który powiedział, że jestem jednym z 2-3 przyszłych liderów PO to dodatkowa mobilizacja do pracy. Teraz skupię się na tworzeniu dobrego prawa w Sejmie. Czeka nas duża zmiana przepisów procedury karnej, która ją usprawni i skróci czas rozpraw sądowych, na czym zależy obywatelom. - Wśród 2-3 przyszłych liderów PO premier wymienił inne nazwiska oprócz pańskiego? Ewę Kopacz? - Rozmawialiśmy o przyszłości. Wydarzeniach, które mogą się dziać w Europie i na świecie oraz przełożeniu tej sytuacji na to, co może się wydarzyć na krajowej scenie politycznej. Także o osobach, które mogłyby wziąć na siebie odpowiedzialność w takiej sytuacji. - A te osoby to np. Ewa Kopacz i - bo ja wiem - Grzegorz Schetyna? - Odpowiedzialność i kreowanie planów na przyszłość to wyzwanie dla premiera Donalda Tuska. I to on może, a nawet powinien te plany przedstawiać i w stosownym momencie przedstawi. - Premier namaścił pana na jednego z przyszłych liderów PO. Napomknął, że mógłby pan zostać premierem za cztery lata? - Gdy mówimy o kimś "przyszłościowy lider", to ta perspektywa nie musi się zamykać w tak krótkim horyzoncie. Oczywiście będę robił wszystko, by w długiej perspektywie PO stała się jak najsilniejszą partią. Jej program najlepiej odpowiada potrzebom Polaków. - Zostając premierem, też można robić wszystko w tym celu... - Panie redaktorze, mamy dobrego premiera, któremu kolejny raz zaufała większość Polaków. Jako poseł skupiać się będę na tworzeniu prawa i wspieraniu swojego ugrupowania. - Nie obawia się pan, że po tych pochwałach ze strony premiera konkurenci wewnątrz Platformy będą chcieli ściągnąć pana za nogi w dół? Żeby za bardzo pan nie wyrósł? - (śmiech) Jestem przekonany, że wszyscy moi koledzy i koleżanki trzymają kciuki za to, żebym odnalazł się w Sejmie tak dobrze, jak w ministerstwie. - Wszyscy? Układanie rządu i rozdzielanie funkcji w Sejmie to także odpowiadanie na układ sił wewnątrz partii. Nie było tak, że skoro odchodzi minister Grabarczyk, pański rywal z Łodzi, to należało w imię równowagi poświęcić też pana? - Platforma jako partia szeroko rozumianego środka ma polityków o różnych poglądach. W trudnych momentach potrafimy znaleźć punkty, które nas łączą. Jestem też przekonany, że decyzje dotyczące składu rządu były podejmowane nie w oparciu o poszukiwanie partyjnej równowagi, ale jak najlepszego składu do nowych wyzwań. Przesunięcie kogoś do parlamentu nie musi przecież oznaczać, że ktoś jest zły bądź że się nie sprawdził. - Tak, ale to brzmi jak w komedii Barei: "Jest pan za dobry i dlatego jest pan zły" do roli ministra... - Nie brzmi tak, gdyż premier jest nie tylko szefem rządu, ale także szefem ugrupowania, które ma wpływ na sprawy państwa. I musi dbać o to, aby zaplecze rządu w Sejmie funkcjonowało tak, żeby ten rząd wspierać. Stoją przed nami także wyzwania, które w wyniku wydarzeń we Włoszech czy Grecji mogą się pojawić także w Polsce. - Co można sobie pomyśleć o premierze Tusku, skoro nie chce w rządzie ministra, który był chwalony, sprawdzał się i sporo zrobił? - To, że ma swoją koncepcję pracy rządu i PO w parlamencie. Mam poczucie, że zostawiam resort w dobrej sytuacji. Szczególnie że wiele przygotowanych przez nas zmian wejdzie w życie dopiero w przyszłym roku: oceny okresowe pracy sędziów, rejestrowanie spółek z w ciągu 24 godzin przez Internet. Elektroniczny dozór skazanych obejmie w styczniu cały kraj. Rozmawiałem już z ministrem Jarosławem Gowinem i myślę, że dla każdego nowego ministra sytuacja, w której nie zastaje pustych szuflad oraz w której trwa realizacja dobrych projektów, jest dość komfortowa. - Domyśla się pan, co może zrobić dla premiera minister Gowin, a czego nie mógł zrobić pan? - Trudno powiedzieć, co może zrobić, gdyż swoje plany będzie dopiero przedstawiał. Głównym celem dla każdego polityka PO w tej roli będzie doprowadzenie do tego, aby wymiar sprawiedliwości działał sprawniej, a tym samym był bardziej przyjazny obywatelom. - Premier Tusk, uzasadniając powołanie posła Gowina na ministra, stwierdził, że ma on "pozytywną szajbę". Panu jej brakowało? - Mam nadzieję, że miałem odpowiednią dozę entuzjazmu, pozytywnej energii i chęci zmian. Najlepszym dowodem na to jest to, co udało się przez te dwa lata zrobić. - Wiele osób, w tym byli ministrowie sprawiedliwości, podkreśla, że Jarosław Gowin może mieć problem ze względu na to, że nie jest prawnikiem. A raczej przedstawicielem światka prawniczego. - Bez przesady. Powstrzymywałbym się przed ocenianiem dowolnego ministra, zanim zaczął wykonywać swoje obowiązki. To nieuczciwie. Dokonajmy tej oceny dopiero po pewnym czasie, zgodnie z maksymą "po owocach ich poznacie". Z pozycji parlamentarzysty nowego ministra sprawiedliwości na pewno będę wspierał. W Europie jest kilku ministrów sprawiedliwości, którzy nie są prawnikami. Choćby Szwedka minister Beatrice Ask - jest ekonomistką. - Jako taki przyszły lider Platformy będzie musiał zmierzyć się pan z walką frakcyjną w PO. Do tej pory zajmował się pan konkretami w ministerstwie... - W oczywisty sposób planuję dużo większą aktywność w polityce. A tej towarzyszą emocje i różnica poglądów. I te emocje, i różne spojrzenie na pewne realia wielu ocenia jako frakcje. - Będzie pan miał więcej czasu w Sejmie niż w rządzie. Zbuduje pan swoje środowisko polityczne? - Platforma ma już lidera i jest nim Donald Tusk. I cała PO jest takim środowiskiem skupiającym się wokół lidera. - I ten lider wygłosił exposé. Nie czuje się pan źle z tym, że Platforma przemilczała w kampanii wiele przykrych posunięć? - Sytuacja gospodarcza zmienia się nawet nie z miesiąca na miesiąc, ale - patrząc na Grecję i Włochy - z godziny na godzinę. Wiele decyzji, które dziś wydają się konieczne, jakiś czas temu było postrzegane jako odległa ewentualność. To, co mówi premier, lub to, co zakłada minister Rostowski, czyli trzy warianty budżetu, to nie jest czyjeś widzimisię. To efekt dynamicznej sytuacji w Europie. Pewne rzeczy wymusza na nas to, co dzieje się na południu kontynentu bądź na giełdach lub rynku bankowym różnych państw. Krzysztof Kwiatkowski Poseł PO, były minister sprawiedliwości w rządzie Tuska
- Niepodległość jest wielkim darem i dobrodziejstwem, którego znaczenia nie sposób przecenić. Dzieje wielu państw, w tym, oczywiście, również i naszej Ojczyzny, dobitnie to w różnych momentach historycznych uwypuklają - podkreśla lider PiS w tekście opublikowanym w środę na stronie Polska Times. Jak zaznaczył, "świadczą o tym, że tylko niezawisłe, suwerenne państwo może stworzyć swoim obywatelom najlepsze warunki do niczym nieskrępowanego rozwoju zarówno w sferze materialnej jak i duchowej". - Uświadamiają, że jedynie w niezależnym państwie jego obywatele mogą najpełniej korzystać ze swobód indywidualnych i grupowych, a tym samym realizować swoje pragnienia oraz twórczo kształtować rzeczywistość - napisał Jarosław Kaczyński. "Pokazują, że tylko w wolności, jaką daje posiadanie własnego organizmu państwowego, można skutecznie budować państwo demokratyczne, sprawiedliwe i uczciwe" - dodał. Ale - podkreślił Kaczyński - "historia równocześnie uczy nas, że nic nie jest dane raz na zawsze, że to, co mamy, możemy nagle utracić w części bądź w całości. Wypadki ostatnich tygodni unaoczniają nam z całą mocą, że w każdej chwili możemy być narażeni na najróżniejsze niebezpieczeństwa". - Święto Niepodległości jest dniem radosnym, w którym cieszymy się naszą wolnością, w którym radujemy się tym, iż żyjemy w niezawisłym państwie, w którym w sposób szczególny odczuwamy dumę z faktu, iż jesteśmy Polakami, że tworzymy wspólnotę obywateli suwerennej Rzeczypospolitej - napisał wicepremier. - Ale 11 listopada jest także czasem wyjątkowego namysłu, kiedy to zastanawiamy się nad tym, co możemy ofiarować Ojczyźnie w czasie pokoju, na czym ma polegać nasz patriotyzm dnia codziennego, co mamy zrobić, by Polska była coraz mocniejsza pod każdym względem, bo im silniejsze będzie państwo polskie, tym trwalsze będą gwarancje naszej niepodległości, naszego życia w wolności - podkreślił. Źródło: PAP
Myślenie, że twoje dzieci automatycznie będą chrześcijanami, bo wychowałeś się w chrześcijańskiej kulturze, to dziś iluzja – mówi Carl Anderson. Czy współczesny Kościół potrzebuje stowarzyszenia tylko dla mężczyzn? (Śmiech) Mężczyźni stanowią pewnego rodzaju wyzwanie dla Kościoła. Kiedy pójdziesz do kościoła, to raczej nie widzisz, żeby był pełen mężczyzn. Dlatego uważam, że tak, Kościół potrzebuje specjalnej służby dla osób naszej płci. I to jest to, co Rycerze Kolumba oferują: przyjmij odpowiedzialność, do której jesteś powołany. Odpowiadasz za swoją rodzinę nie tylko finansowo, ale i duchowo. Zauważyliśmy, że jedną z najważniejszych rzeczy, które budują wiarę młodych chłopaków, jest widok modlącego się ojca i to, że ojciec poważnie traktuje swoją wiarę. Niektórzy twierdzą, że problemem Kościoła jest fakt, że wiarę przekazują matki albo babcie, a nie ojcowie. Karol Wojtyła w dramacie „Promieniowanie ojcostwa” pokazał, że bycie ojcem jest możliwe tylko w relacji z matką. To współpraca, komunia osób, z których jedna jest zależna od drugiej i odwrotnie. Rycerze Kolumba są opisywani jako organizacja charytatywna. Wolę patrzeć na naszą grupę jak na katolicką wspólnotę bratnią, założoną na fundamentach, którymi są miłosierdzie i jedność. To oferuje wiele zakonów, jak dominikanie czy franciszkanie, ale Rycerze są dla świeckich. To była, jak sądzę, wielka idea założyciela ruchu, bł. ks. Michaela McGivneya: świeccy, nawet jeśli biorą odpowiedzialność za rodzinę, pracę, pod wieloma względami nawet za społeczeństwo, też powinni mieć bratnią wspólnotę bazującą na miłosierdziu i jedności. I nie chodzi tylko o miłosierdzie wobec grzesznika, ale też o miłosierdzie wobec każdego, kto jest w potrzebie. O szukanie takich ludzi i patrzenie na nich nie jak na konsumentów, ale jak na brata lub siostrę. Kto zostaje Rycerzem Kolumba? Ludzie, którzy chcą być w Kościele, będąc mężczyznami? Jesteśmy otwarci na każdego mężczyznę, który chce być bardziej wierzącym katolikiem. Ale co ludzi przyciąga? Pierwsze pewnie jest to, że twoi przyjaciele stają się braćmi. Głębsza relacja między Rycerzami, którzy sobie pomagają, towarzyszą. Potraktowana serio idea solidarności. Po drugie – i to oczywiście blisko nauki Jana Pawła II – podjęcie swoich, jako świecki, zobowiązań. Nie jesteś tylko konsumentem usług religijnych, masz zobowiązania: pilnowanie duchowego życia twojej rodziny, dbanie o to, żeby twoja parafia była żyjącą wspólnotą. Po trzecie, miłosierdzie wobec braci i sióstr, którzy są w potrzebie. W XX w. powstało wiele wspólnot, których członkowie spotykają się i modlą razem. Czy Rycerze Kolumba są podobni do którejś z nich? Jesteśmy trochę inni, bo nie mamy ściśle określonego typu formacji duchowej, ale chcemy być aktywni w parafii. Oczywiście Eucharystia jest ważna, tak jak kult maryjny, dzieła miłosierdzia i sakramenty. Jeśli dla księdza jest ważne, żeby mieć w swojej parafii zorganizowanych mężczyzn, to zapraszamy.
Stare porzekadło mówi: „Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”… Bo przecież „chcieć”, to wcale nie musi oznaczać „umieć”! Kilka miesięcy temu zakończyła się czteroletnia kadencja poprzedniego Zarządu Bocheńskiego Klubu Sportowego. Urzędujący prezes, wierny swoim niezawodnym zasadom, złożył rezygnację/podał się do dymisji/zrejterował… (niepotrzebne skreślić). Zresztą, uczynił to nie pierwszy raz – w 1995 roku był jednym z tych, którzy przez swoją nieudolność w zarządzaniu doprowadzili do przejęcia majątku Klubu przez Miasto. Ale, by w swoim mniemaniu nie być z tym łączonym, na krótko przed tym faktem odszedł z Zarządu Klubu. Również i teraz wykazując się swoistym sprytem, znów pozostawił swoich byłych już partnerów z Zarządu z problemami, których sam był znaczącym producentem… Aby uchwycić pewne analogie działania musimy jednak cofnąć się w czasie… Bo o tym sympatycy Klubu powinni wiedzieć… Druga połowa roku 1989 – roku wielkich przemian społeczno – politycznych w Polsce. Nie omijają one również Bochni i Bocheńskiego Klubu Sportowego. W trybie pilnym zwołano Nadzwyczajne Walne Zebranie Członków BKS-u. Przy wypełnionej do ostatniego miejsca sali gimnastycznej budynku klubowego do dymisji podaje się cały Zarząd, złożony z wysokich bocheńskich funkcjonariuszy PZPR, wojska i milicji oraz dyrektorów kilku państwowych instytucji i miejscowych zakładów pracy. Pokrótce, większość z nich opuszcza budynek. Wśród pozostałych na sali członków Klubu wywiązuje się gorąca dyskusja, której spontanicznym efektem jest deklaracja kilkunastu osób, w tym niżej podpisanego, gotowych podjąć się próby ratowania zasłużonego dla miasta Klubu i jego sportowego dorobku. Niedługo po zebraniu zapoznajemy się z obiektem przy Parkowej i stanem finansowo-majątkowym Klubu. Zastajemy pustą kasę, budynek w kiepskim stanie technicznym, całkowicie ogołocony ze sprzętu sportowego, pamiątkowych pucharów i historycznych fotografii oraz większości ważnych dokumentów. Dodatkowo, tuż przed okresem grzewczym, z pustą piwnicą, wyczyszczoną do ostatniego kawałka koksu! Również od strony czysto sportowej ten wielosekcyjny do niedawna Klub (piłka ręczna, siatkówka, zapasy klasyczne, szachy), ze zdegradowaną właśnie z IV ligi drużyną piłki nożnej, opartej w większości na zawodnikach rozkazem ściąganych do miejscowej jednostki wojskowej, w jednym momencie przestał istnieć! Wtedy, na fali posierpniowego entuzjazmu, nie bacząc na zdrowy rozsądek, podjęliśmy się zadania przez wielu skazanego na niepowodzenie. Ale my nie dopuszczaliśmy takich myśli. Teraz, moim obowiązkiem względem ludzi, którzy wykonali tę gigantyczną jak na owe czasy pracę, jest przypomnienie nazwisk tych, dzięki którym, być może ten Klub jeszcze istnieje. Wszyscy niżej wymienieni, w latach 1989 – 1993, choć w różnych okresach czteroletniej harówki, oddali temu Klubowi swój czas, serducho i umiejętności organizacyjne. Prezesi Tadeusz Cichoń, Józef Szkolik i Kazimierz Barnaś, który w wiadomy tylko dla siebie sposób pozyskał pieniądze na remont i zabezpieczenie pękających fundamentów i ścian budynku przy Parkowej. Pozostali członkowie Zarządu Klubu, Jan Słonina i Jego żona Ania, Kazimierz Wójcik, Stanisław Waśniowski, Jan Fasuga, Aleksander Marszałek, Andrzej Legutek, Andrzej Kmak, poświęcali wtedy Klubowi więcej czasu niż własnym firmom, czy częściowo z naszych prywatnych, dobrowolnych składek, bez JAKICHKOLWIEK, zwłaszcza miejskich dotacji, za to z prowadzenia własnej, klubowej działalności gospodarczej (produkcja pustaków, usługi pralnicze, organizacja dyskotek i imprez muzycznych w budynku klubowym), a także bezinteresownej pomocy bocheńskich kibiców i sympatyków sportu, czytaj zaprzyjaźnionych właścicieli niektórych firm, udało nam się przywrócić i zabezpieczyć w miarę spokojne, choć skromne i bez długów funkcjonowanie Klubu. Oczywiście musiało to również przynieść przełożenie na wyniki sportowe, bo już w sezonie 1991/92 piłkarze powrócili w szeregi IV-ligowców, zaś juniorzy wywalczyli awans do do ligi międzyokręgowej. Wydawałoby się, że do Klubu powrócił spokój i długo oczekiwana stabilizacja. Ale to były tylko pozory… Zbliżało się kolejne Zebranie Sprawozdawczo-Wyborcze Członków Klubu. Od jakiegoś czasu na meczach BKS-u, wśród kibiców przesiadujących na boiskowej trybunie, regularnie o sobie dawała znać hałaśliwa i mocno agresywna grupa, wykrzykująca obraźliwe hasła pod adresem niektórych członków kierownictwa Klubu. Słychać było ordynarne przyśpiewki i okrzyki podważające ich uczciwość względem Klubu. W przyśpiewkach tych, na którymś z meczów, przewijało się nazwisko jednego z najbardziej oddanych Klubowi działaczy, właściciela prywatnej firmy i ofiarnego sponsora piłkarskiej drużyny. Nigdy nie zapomnę widoku łez płynących po twarzy tego stojącego obok mnie, nieżyjącego już Kolegi… Innym razem uderzony w twarz zostaje blisko osiemdziesięcioletni kibic, który odważył się zwrócić uwagę krzykaczom… Nikomu z obecnych, ani przyszłych kibiców nie życzę takich doznań! Mam również nadzieję, że nie muszę pisać, kto był jednym z „trybunowych” prowodyrów tych zajść… Choć ciężka i mocno stresująca praca działaczy przynosiła zdecydowanie pozytywne efekty dla Klubu, odbywała się jednak często kosztem zaniedbywania naszych, własnych spraw rodzinnych i zawodowych. Nie wszyscy z pierwszego składu Zarządu, w tym niżej podpisany, wytrzymali pełną kadencję, część zrezygnowała (i to bezpowrotnie) po tych trybunowych ekscesach. Zostało to skrzętnie wykorzystane przez ludzi szykujących się do przejęcia władzy w Klubie. Na przewidzianym w statucie Zebraniu Sprawozdawczo-Wyborczym BKS-u zjawiła się zorganizowana i dobrze przygotowana do wyborów nowa ekipa, wsparta głosami piłkarzy, których kupiono obietnicami pieniężnych premii za rozgrywane mecze. Końcowy efekt wyborów był łatwy do przewidzenia… i nowe władze objęły rządy w Klubie. Chociaż, mówiąc kolokwialnie „weszli na gotowe”, sielanka trwała bardzo krótko. Ekipa totalnych nieudaczników „woziła się” przez pewien czas na efektach pracy poprzedników. Z czasem Klub stopniowo pogrążał się w chaosie i zaczął popadać w długi. Pieniędzy nie było nie tylko na obiecywane premie dla piłkarzy, ale również na wypłaty dla pracowników i trenerów. Brakowało na opłaty za prąd, wodę i utrzymanie obiektów. Wystarczyło zaledwie półtora roku „radosnej twórczości” tej ekipy, by już 1995 roku dokonało się coś, co stanowi największą plamę w stuletniej już dziś historii Bocheńskiego Klubu Sportowego – nieudacznicy skapitulowali przed problemami i podjęli brzemienną w skutkach decyzję o rezygnacji z zarządzania Klubem i przekazali Miastu zawodników wraz z całym majątkiem Bocheńskiego Klubu Sportowego!!! Króciutko przed tym faktem z Zarządu wypisuje się/ucieka jeden z jego ojców-założycieli… No, zgadnijcie kto? (cdn) W następnym, przyszłotygodniowym wpisie na moim blogu, powrócimy już do bardzo nieodległych czasów… Zapraszam! (jzawada) Ps. Miasto oczywiście skwapliwie skorzystało z tej wątpliwej pod względem prawnym „darowizny”. Osobiście, przez wiele lat starałem się (bez jakiejkolwiek pomocy klubowych działaczy) udowadniać ewidentne zakłamywanie faktów ze strony UM. Niestety, po dziesięciu latach sprawa uległa przedawnieniu, a dawny majątek BKS-u już blisko ćwierć wieku obsiaduje Mosir ze swoją dyrektorką… Ciągle tą samą! A dla przypomnienia tekst „Jak uwłaszczano majątek BKS-u” …
Tekst piosenki: Nic nie dane jest na zawsze Teskt oryginalny: zobacz tłumaczenie › Tłumaczenie: zobacz tekst oryginalny › Umykają krajobrazyGiną przeszłe dniMija to, co nam się śniLa vie, la vie, la vieNa pędzącej karuzeliKtórą kręci czasCoraz bielszy odcień bieliRośnie w nasNic nie dane jestNa zawszeNawet niebo ponad głowąMa swój kresNic nie dane jestNa zawszePokochajmy toCo dzisiaj jestNa ukrytych fotografiachŻółkną białe bzyKto tam się umawiaNa wieczność?To my, to my, to myNanizani jak koraleNa cieniutką nićPrzesuwamy się wytrwaleByle byćNic nie dane jestNa zawszeNawet niebo ponad głowąMa swój kresNic nie dane jestNa zawszePokochajmy toCo dzisiaj jestNic nie dane jestNa zawszeNawet niebo ponad głowąMa swój kresNic nie dane jestNa zawszePokochajmy toCo dzisiaj jestTo co dzisiaj jest Brak tłumaczenia!
nic nie dane jest na zawsze tekst